Artur Bazak Artur Bazak
2842
BLOG

"Krzyż" - druga część "Solidarnych 2010"

Artur Bazak Artur Bazak Polityka Obserwuj notkę 65

W czwartek o godz. 19 w warszawskiej Kinotece odbędzie się premierowy pokaz filmu „Krzyż." . To druga część słynnego dokumentu „Solidarni 2010" w reż. Ewy Stankiewicz, zrealizowanego we współpracy z Janem Pospieszalskim.

Autorzy filmu pokazali wydarzenia pod krzyżem przed Pałacem Prezydenckim na Krakowskim Przedmieściu, które miały miejsce między kwietniem 2010 r. a marcem 2011 r. Dotychczas mogliśmy zapoznać się głównie z medialnymi doniesieniami na ten temat. Dodajmy, niezwykle stronniczymi i nie pokazującymi obiektywnie dwóch stron konfliktu wokół krzyża.

Dlatego autorka „Solidarnych 2010" postanowiła przedstawić inny od dominującego obraz tamtych wydarzeń. Jej najnowsze dzieło to przede wszystkim poruszająca opowieść o ludziach, którzy w pewnym momencie zorganizowali się w obronie publicznej obecności krzyża i domagali się godnego upamiętnienia ofiar katastrofy smoleńskiej w miejscu, w którym w dniach żałoby narodowej zebrały się miliony ludzi, przez co sprowokowali jedną z bardziej dramatycznych dyskusji o publicznej obecności symboli religijnych.

Ewa Stankiewicz, podobnie jak w swoim poprzednim filmie, zrobiła coś, na co nie odważył się żaden z dokumentalistów po 10 kwietnia: oddała głos zwykłym ludziom. Za co bez wątpienia dostanie niezłe ciegi, zwłaszcza od dyżurnych krytyków "Gazety Wyborczej". No chyba, że redaktorzy z Czerskiej wspaniałomyślnie film przemilczą.

Wielką zasługą autorki „Krzyża" jest rejestracja tego, co działo się na Krakowskim Przedmieściu, kiedy nie było już żadnych innych kamer wielkich staciji telewizyjnych. Dzięki jej uważnej, cierpliwej obserwacji możemy być świadkami tego, jak pogarda i szyderstwo niepostrzeżenie ustępuja miejsca nagiej i bezmyślnej przemocy wobec bezbronnych i niewinnych ludzi, których jedyną winą jest to, że gromadzą się regularnie pod krzyżem w miejscu publicznym, modląc się wspólnie i domagając się spełnienia postulatów upamiętnienia śmierci ofiar katastrofy.

To naprawdę wstrząsający dokument. Zwłaszcza w tych momentach, w których rejestruje szokujące zachowania "młodych, wykształconych, z wielkich miast", którzy wylewają się z okolicznych barów i wyżywaja na niewinnych ludziach. Bardzo to smutny i przejmujący obraz degeneracji młodych ludzi, pozbawionych choćby cienia refleksji i wychowania.

W niektórych scenach reżyserce udało się pokazać działanie Złego. Aż ciarki po plecach przechodzą, kiedy widzimy, jak młodzi ludzie pariodują biczowanie Chrystusa i pijani rechoczą albo kiedy gówniarze w koszulkach z satanistycznymi symbolami regularnie przez kilka tygodni zakłócają spokój modlących sie ordynarnymi zabawami i wulgarnymi tekstami.

Sceny z "Akcji Krzyż" zorganizowana przez kucharza z ASP, który jest idealnym przedstawicielem "dziecka III RP" mrożą krew w żyłach. Rozszarpywanie pluszowego kaczora i wrzaski: "Jeszcze jeden!" czy transparenty z hasałami: "Mohery na stos" to tylko mała próbka tego, co się tam działo. Obraz z Krakowskiego Przedmieścia z tej nocy pokazuje, jak głęboko zdemoralizowane  i zdziczałe jest młode pokolenie.

W tym momencie przypominają mi się słowa redaktor naczelnej tygodnika "Przekrój", która tak opisywała te wydarzenia:

Podskoczyłam z zachwytu na widok prawdziwych Polaków zgromadzonych tydzień temu na Krakowskim Przedmieściu. Więc jednak są, istnieją naprawdę, a nie tylko w wyobraźni. Jest ich wielu, bardzo wielu. Wiedzą, czego chcą, i potrafią się o to upomnieć. Nie mają chłodnych dusz, a tę chorobę Alexis de Tocqueville, wytrwały dziejopis demokracji, uważał za najgroźniejszą. Zapalają się do działania, kiedy mruga czerwone, ostrzegawcze światło.(...)

Dominik Taras, chłopak, który na Facebooku dał sygnał, że warto spotkać się przed Pałacem Prezydenckim w wieczór poprzedzający „Akcję Krzyż" spodziewał się, że przyjdzie 20 znajomych. Następnego dnia na Krakowskim pojawiło się siedem tysięcy osób. Przebrali się, namalowali transparenty z hasłami w stylu: zburzyć Pałac Prezydencki, bo zasłania krzyż, i tak uzbrojeni, bez większych ekscesów ruszyli, by przypomnieć, gdzie jest miejsce Kościoła i symboli religijnych w świeckim państwie. Śmiechem rozbroili przeciwników, śmiechem obnażyli słabość państwa, śmiechem pokazali, choć pewnie wielu z nich wychowało się w katolickich domach, że Kościół sam niszczy swój autorytet. Przed laty Pomarańczowa Alternatywa stworzyła artystyczną formę dla protestu obywatelskiego, która odżyła teraz na głównym deptaku Warszawy. Śmiech i radość jak wielkie westchnienie ulgi zawładnęły Krakowskim Przedmieściem, które przestało być ziemią niczyją. Weszli na nią obywatele świadomi swych praw i obowiązków, nieoglądający się na instytucje. Prawdziwi Polacy.

Na początku lat 90. w Krakowie słuchałam wykładu profesora Jerzego Jedlickiego. Profesor tłumaczył, że demokrację można wprowadzić z dnia na dzień. Ale wytworzenie obyczaju demokratycznego, zbudowanie społeczeństwa obywatelskiego to harówka na dekadę lub dwie. Nie pomylił się autor dziejów inteligencji polskiej. 20 lat trzeba było poczekać, żeby zobaczyć obywateli w obywatelskiej akcji.

Szkoda, że pani Janowska sama nie wybrała się na wtedy na Krakowskie Przedmieście. Mogłaby zobaczyć  na własne oczy "obywateli w obywatelskiej akcji", jak lżą pamięć tragicznie zmarłego prezydenta Kaczyńskiego, dziedziców polskiej inteligencji z kart książek Jerzego Jedlickiego, którzy plują i biją starsze kobiety, prawdziwych Polaków, którzy z balkonu parodiują półnadzy papieskie pozdrowienia. Pewnie usłyszałaby z ich ust: "Pokaż cyce!Pokaż cyce! Och, chciałbym zobaczyć wtedy jej minę.

Opuszczeni przez władze, która powinna ich chronić przed wściekłą agresją i pospolitym chamstwem. Pozostawieni sami sobie przez Kościół, który nie sprostał wymogom chwili i umył ręce, uciekając się do niejednoznacznych urzędowych oświadczeń (z chwalebnym wyjątkiem ks. Stanisława Małkowskiego, który za to zresztą został ukarany). Traktowani przez media i zwykłych gapiów, jak zoologiczne ciekawostki, obrońcy krzyża w liczbie kilkunastu osób stali się solą w oku rządzących, "prowokatorami" dla pijanej młodzieży z okolicznych barów i wyrzutem sumienia dla Kościoła.

Ale przede wszystkim obiektem wściekłej nienawiści na niespotykaną dotąd skalę. Nienawiści, która zbyt łatwo, przy milczącej aprobacie władz, przeradza się w przemoc.

Niestety to już się stało. Kolejne tabu zostało złamane. Katastrofa smoleńska tylko ujawniła to, co podskórnie, jak rak, toczy nasze państwo. Film Ewy Stankiewicz i Jana Pospieszalskiego jest przestrogą przed jego ostatecznym upadkiem.

 

Artur Bazak
O mnie Artur Bazak

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka